Wolontariat (łac. voluntarius - dobrowolny) – dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie.
Kim są dzisiaj wolontariusze? W Zambii spotkałem różnych. Australijczyka na rocznym zasiłku dla bezrobotnych. Wolontariuszkę pracującą w ramach projekt finansowanego przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wolontariuszy, których podróż i pobyt był finansowany jest przez różne organizacje pozarządowe. Czy ma to jeszcze coś wspólnego z ideą wolontariatu?
Organizacje pozarządowe nie są niezależne, gdyż większość z nich otrzymuje środki na swoją działalność z budżetu rządowego przeznaczonego dla trzeciego sektora. MSZ utrzymywany jest przez podatników. Australijczyk żyje na zasiłku rządowym. Wychodzi na to, że wolontariusze, których spotkałem, za wykonywana pracę otrzymywali utrzymanie, czyli wynagrodzenie, a nawet kieszonkowe. Dla nas w Fundacji ASBIRO wolontariat to całkowicie dobrowolna praca na rzecz osób trzecich bez jakiegokolwiek wynagrodzenia.
Kilka lat temu, będąc jeszcze jako misjonarz w Lindzie, biednej dzielnicy na obrzeżach Lusaki, wpadałem na pomysł zbudowania na parafii prywatnego przedszkola dla przyszłych przedsiębiorców. Razem z Fundacją ASBIRO zaprosiliśmy do współpracy wolontariuszy. Kiedy ogłosiliśmy na stronie internetowej, ile kosztuje wyjazd do Zambii i podaliśmy warunki udziału w naszym wolontariacie, tzn. koszty utrzymania, które wolontariusz ma sam pokrywać z własnej kieszeni, wiele osób mówiło nam, że nikt nie przyjedzie.
– Czy twoi wolontariusze narzekają u ciebie na jedzenie? – zapytała mnie kiedyś siostra zakonna i misjonarka w Zambii, do której przyjeżdżają wolontariusze.
– Nie – odrzekłem krótko, uśmiechając się pod nosem. Sami sobie kupują – dodałem.
Dzisiaj powszechnie uważa się, że wolontariusz musi mieć utrzymanie i wyżywienie. Gdybym miał ponieść takie wydatki, to wolałbym w miejsce wolontariuszy zatrudnić zambijskich pracowników. Byłoby taniej i nie musiałbym się przejmować, czy następnego dnia wolontariusz wstanie i pójdzie do pracy. Nie musiałem pokonywać sztucznych problemów.
Przy budowie przedszkola w Lindzie na przestrzeni pięciu lat pomagało mi ponad 50 wolontariuszy. Wszelkie koszty związane z ich pobytem były pokrywane z ich własnej kieszeni. Dopiero wtedy praca wolontariusza ma charakter wartości dodanej.
Czasami niektórzy zaczynają przeliczać. – Gdyby wolontariusze dali ci na szkołę te pieniądze, które wydają na bilet i podróż…. W tym miejscu najczęściej przerywam i wpadam w słowo. – To nie są moje pieniądze. Nawet nie próbuję sobie tego wyobrazić. Nie mogę dysponować czymś, co nie należy do mnie.
Do Polski wróciłem w 2016 r. i postanowiliśmy z Fundacją ASBIRO rozpocząć nowy projekt dla wolontariuszy. Nie chcieliśmy zmarnować naszego zambijskiego doświadczenia. Dzisiaj razem z Moniką realizujemy podobny projekt w tej samej dzielnicy Lusaki, ale w prywatnej szkole mojego zambijskiego przyjaciela. Pierwszą wolontariuszką w tym projekcie była Monika, która pojechała razem ze mną, aby przygotować mieszkanie dla wolontariuszy w październiku 2016 r. Od stycznia następnego roku młodzi Polacy z kraju i za granicy jeżdżą na wolontariat do prywatnej szkoły w Lindzie. Kupują nie tylko jedzenie, ale także płacą za nocleg. Pieniądze, które John w ten sposób zdobywa, w całości przeznacza na rozbudowę szkoły.
Kiedyś jeden z wolontariuszy zaczął narzekać na projekt. – John, wolontariusze mówią, że nie widzą postępów w remontach – zadzwoniłem do Johna i powiedziałem mu wprost.
– Father! To nie jest tak, jak on mówi. Robię remonty. On nie zna zambijskich realiów. Mam na wszystko faktury – tłumaczył nerwowo John.
– Nie potrzebuję ich – odpowiedziałem. To ty musisz przekonać wolontariuszy, że wydajesz ich pieniądze na szkołę. Jak to zrobisz? Nie wiem, ale musisz zrobić to tak, by byli zadowoleni.
Skończyłem rozmowę. Już wcześniej wytłumaczyłem Johnowi, że nie pomagamy mu dlatego, że jest biedny. Ubóstwo jest czymś względnym. John w Lindzie należy do zamożnych. Projekt realizujemy wspólnie. Każdy ma w nim swój udział, swoje cele i zyski. Po kilku dniach John zadzwonił i zapytał niespokojnie. – A co teraz mówią wolontariusze?
– Nie wiem. Nie śledzę tego, co piszą na Face Book’u – odpowiedziałem. Zobaczysz po kilku miesiącach. Jeżeli nikt nie przyjedzie, to znaczy, że im się nie podoba – zaśmiałem się do słuchawki.
Po tej rozmowie dyrektor prywatnej szkoły w Lindzie zrozumiał, że jest to jego projekt i tylko od niego zależny, czy odniesie sukces. Nikt inny nie jest mu w staniu pomóc.
Podobnie wolontariusze. W naszym projekcie jadą do Zambii na własny koszt i pracują bez wynagrodzenia. Nie przysługują im żadne świadczenia. Sami inwestują w siebie. To, czy odniosą satysfakcję i zrealizują swoje cele, zależy tylko od nich samych.